Witam, pozdraiwam i zycze miłego dnia
Witam, pozdraiwam i zycze miłego dnia
Nie doczytałam tego u Ciebie... Tak mi wstyd , że z tym wyskoczyłam .Jedynym dla mnie wytłumaczeniem jest to , że Twój wątek jest bardzo obszerny i mogłam przeoczyć.Ale wierz mi , że dużo Ciebie czytam i biorę z Ciebie przykład .Jeszcze muszę popracować nad ruchem w moim odchudzaniu , a raczej o jego braku...
Pozdrawiam.
No co Ty, Dorciu, nie spodziewałam się, że pamiętasz każde słowo, które tu napisałam (tym bardziej, że do tego momentu nie wiedziałam nawet, że mój wątek trochę wstecz czytałaś). Nie ma powodu do wstydu - przecież to super, że niezależnie od siebie doszłyśmy do podobnych wniosków, tym bardziej wskazuje to na to, że "coś" w tej teorii może być.
hm...zainspirowała mnie wasza dyskusja triss i dorcia...
jeśli mogę...to myślę że triss ma rację, że na martwienie się przyjdzie czas jak się schudnie...ale z drugiej strony dlaczego od razu zakładać że jak się schudnie to pojawią się kłopoty i dołki? jeśli tak zakładamy to moim zdaniem w naszym organizmie, albo raczej w umyśle powstaje blokada która nas skutecznie przed tymi dołkami obroni - nie dając nam schudnąć...
...nie można też - moim zdaniem - przeginać w drugą stronę, czyli wiązać niewiadomo jakich nadziei ze schudnięciem...na pewno nikt cię bardziej nie pokocha, nie znajdziesz tylko z tego powodu pracy...co najwyżej ładna sylwetka otworzy ci parę drzwi, które do tej pory z różnych - może tylko w naszej głowie - przyczyn były zamknięte...bo np nie chcieliśmy iść na rozmowę w sprawie pracy bo baliśmy się oceny naszej sylwetki...
...myślę że trzeba w głowie ułożyć sobie nasz wyidealizowany obraz po schudnięciu i poczuć się w nowej skórze lepiej...to będzie dla nas impuls do działania...i trzeba cieszyć się życiem, każdą chwilą i nie stawiać odchudzania na pierwszym miejscu...
takie jest moje zdanie
Ja właśnie też się tego boje...ale może lepiej nie zawracać sobie głowy??
Triss- masz rację, w końcu mogę też po prostu tańczyć, dla tańczenia a nie dla spalania kalorii czy przebierania się .
Witaj Triskell!
Jestem jakis czas na forum i nie ukrywam ze z zapartym tchem czytałam cały Twój wąteczek!jestem pełna podziwu dla Ciebie i moje szczere gratulacje!!!
pieknie zeszczuplałas! ale powiedz mi,choc wiem,ze to banalne pytanie!-ale cz zdazyło Ci sie w trakcie diety wypic jakiegos szampana,czy piwko?mi czasem,a moze nie czasem lecz dzis zdazylo napic sie szampana i mam doła!boje sie ze utyje,a moze nie tyle,ze utyje,ale stanie moje gubienie kilosków!?
wybacz,ze zawracam Ci glowe,ale czytalam tez Twoje wypowiedzi u innych i mysle,ze jestes bardzo madra osoba!!!
POZDRAWIAM i sle buziaki!!! :P :P
Wiesz, to nawet niekoniecznie o to chodzi, że nie poszłybyśmy. Może i poszłybyśmy, ale jaką projekcję własnej osoby wysyłałybyśmy? Jeśli na rozmowę w sprawie pracy (czy w jakiejkolwiek innej sprawie) poszlibyśmy z wewnętrznym nastawieniem, że my tak naprawdę na tę pracę nie zasługujemy, to duża byłaby szansa, że tak właśnie by nas odebrano.Zamieszczone przez Korni
Z jednej strony wydaje mi się, że trochę inaczej jestem postrzegana, ale z drugiej strony w pełni się z Tobą zgadzam, że to ja te drzwi w swojej własnej głowie otworzyłam. Podświadomość to naprawdę licząca się siła i to, jak sami siebie postrzegamy bardzo wpływa na to, jak postrzegają nas inni. Na pewno dieta dała mi trochę tej pewności siebie, jakby odrobinkę wyżej głowę noszę i bardziej w siebie wierzę. I to się przydaje.
Magda napisała:
Wypić - tak. Mieć z tego powodu doła - nie. Dietowe "grzechy" były zazwyczaj zaplanowane (wiedziałam, że będzie jakaś okazja i już z góry zakładałam, że na trochę więcej sobie z tej okazji pozwolę). Nie zaplanowane też czasem są OK, ale właśnie to "czasem" jest tu ważnym słowem. Jeśli ten szampan czy piwo zdarzyły Ci się raz, to naprawdę nie ma się czym przejmować. Jeśli zdarzają się (one lub inne niedietowe produkty) regularnie, to coś tu na pewno trzeba przemyśleć czy zmienić. Ale na pewno "dół" nie jest drogą do konstruktywnych zmian. Skoro już Ci się wpadka zdarzyła, to poczucie winy jest najgorszym sposobem radzenia sobie z nią. To bardzo nie-konstruktywna emocja, na której raczej niczego nie zbudujesz. Wypiłaś szampana? To poćwicz, żeby go spalić. Tym na pewno bardziej sobie pomożesz, niż biadoleniem.ale cz zdazyło Ci sie w trakcie diety wypic jakiegos szampana,czy piwko?mi czasem,a moze nie czasem lecz dzis zdazylo napic sie szampana i mam doła!
Uściski
triskelku:
ja wczoraj jeszcze wieczorkiem dumałam nad tym co napisałam...
...z tą rozmową kwalifikacyjną to mi przyszło do głowy bo akurat ja tak miałam, tzn niby wierzyłam w swoje kompetencje i siebie, ale tak na prawdę czułam że jestem oceniana też przez pryzmat sylwetki i jeśli będzie ktoś równie dobry jak ja ale szczuplejszy to on wygra...ale i tak ważąc 92kg dostałam 2razy pracę...i byłam najlepsza, choć jakiś dyskomfort był w głowie...ale właśnie w mojej głowie
a z drugiej strony to mi się tak wydaje, że po prostu przyzwyczaiłyśmy się do grubszego ja i jak schudniemy to będziemy INNE a jak będziemy inne, to nie będziemy TAKIE SAME JAK TERAZ...więc nie będziemy SOBĄ...wiem że to zakręcone, ale może właśnie chodzi o to że boimy się zmian, bo tak na prawde to nie wiemy co one nam przyniosą, ludzie w ogóle to boją się zmian, nawet jeśli wszystko wskazuje że będą na dobre...no cóż...myślę że wizualizacja tu świetnie działa, żeby właśnie nie czuć się inną w nowej figurze, ale poczuć się sobą...i tak jak piszesz, mieć głowę trochę wyżej
buziaczki
Ja jak chudłam wcześnej 30kg (fakt- przytyłam) to nic się nie zmieniłam, tylko byłam bardziej pewna siebie- więc sme plusy
Troszke wiecej pewnosci siebie przydaje sie tez na codzien, niekoniecznie przy szukaniu pracy czy innych takich "ekstremalnych" sytuacjach. Gdy wazylam ponad stowke ogromnym problemem bylo samo wyjscie z domu, mialam wrazenie ze ludzie na ulicy sie za mna ogladaja, ze w autobusie jestem glownym obiektem obserwacyjnym, a o wejsciu do sklepu gdzie nie bylo klientow tylko ekspedientki bylo w ogole nie bylo mowy. Z kazdym straconym kilogramem nabywam pewnosci siebie i to takze bardzo mi sie w diecie podoba Nie mowiac o tym ze jestem sprawniejsza i mniej sie mecze.
Bardziej lubie siebie i podejrzewam ze jestem latwiejsza w kontaktach niz kiedys
A wczoraj zaczelam przygode z tancem brzucha. Nie wiedzialam ze to takie meczace dla rak Nie spodziewam sie ze naucze sie tanczyc ale mam nadzieje znalezc przyjemnie cwiczenia. Na razie jest fajnie, przerobilam pierwszy zestaw ale przy cwiczeniach w parterze po prostu odpadam eh, ta kondycja!
buttermilkowe wzloty i upadki - Część 1 - Grupy Wsparcia Dieta.pl tu bylam:http://forum.dieta.pl/viewtopic.php?t=60019
It's not why you're running, it's where you're going. It's not what you're dreaming, but what you're going to do.
It's not where you're born, it's where you belong. It's not how weak but what will make you strong.
Zakładki