Pajączku gratuluję widzę że same sukcesy
to i ja też się troszeczkę pochwalę, nie pisałam o tym, ale od trzech dni waga jest na poziomie 65 a nie 66 jak przez miesiąc tkwiło
Pajączku gratuluję widzę że same sukcesy
to i ja też się troszeczkę pochwalę, nie pisałam o tym, ale od trzech dni waga jest na poziomie 65 a nie 66 jak przez miesiąc tkwiło
No to widzę że u nas wszystkich dzień za dniem kg i cm mniejoby tak dalej.
Dziekuję wam za wsparcie bo bez was nie bylo by tych efektów.Wielkie dzięki szczególnie dla Ciebie Kitolo
zawstydziłas mnie Pajączku
ale zawsze do usług
Chciałabym o czym opowiedzieć, bo boję się rodzinie czy znajomym... Od długiego czasu bardzo chciałabym schudnąć. Próbowałam wiele razy, ale niestety wygrywała moja chęć do zjedzenia czegoś (a może rozum). Potrafiłam się głodzić 3-4 dni, ale potem musiałam coś zjeśc, bo nie miałam siły chodzić. Teraz znowu się to powtarza. Nie odchudzam się dlatego, że ktoś powiedział, ze jestem gruba, wręcz odwrotnie. Każdy mówi, że jestem chuda. Mój chłopak za każdym razem gdy jestem u niego wmusza mi jedzenie (sam wie coś o tym, bo jego siostra była bulimiczką, a raczej nadal jest, bo to raczej szybko nie mija). Ja widzę siebie w lustrze za grubą. Nie mam idealnego brzucha, o którym marzę i chcę sparwić, by w końcu osiągnąć cel... Od przedwczoraj postanowaiłam, ze będe robiła ćwiczenia na brzuch, będę prowadziła dziennik kalorii, jeżdziłam trochę na rowerze (ale krótko, bo nie miałam siły). Zresztą jak mam mieć siłę, jeśli zjadłam nie więcej noż 800 kalorii... Dla mnie to teraz dużo, zbyt dużo... Siedzę teraz i czuję, ze kręci mi się w głowie. Zjadłam dzisiaj troszkę makaronu z sosem pomidorowym i serem gdy oglądałam film, ale bardzo powoli... Potem pomyślałam, że zjem trochę jeszcze, bo bardzo słabo się czuję. Poszłam do kuchni, sięgam do szafki po miskę i nagle ręka mi się cofnęła i myśl "nie jedz, bo przytyjesz i Twoje starania pójdą na marne"... Poddałam się tej myśli... Wróciłam do swojego pokoju... Bardzo często myślę o tym co zjadłam, ile to miało kalorii, często sprawdzam w lustrze jak dużo po jedzeniu urósł mi brzuch... Mam pewną wadę jelita grubego: jest zbyt długie, poskręcane, na pewnych odcinkach zbyt rozciągniętę co porowadzi do zaburzeń czynnościowych. Powinnam stosowac odpowiednią dietę, ale nie potrafię... Tak naprawdę to w domu nikt nie zwraca uwagi ile jem. Moja mam pracuje zagranicą, taty często nie ma, mam jeszcze dwóch braci... Jeden z nich jeśli się dowie, że niewiele zjadłam to każe mi jeść. Jak mu się sprzeciwiam to się poddaje.. Wczoraj mi powiedział po takiej wymianie zdań "a rób co chcesz"... Więc już nikogo nie obchodzi czy jem czy nie... Mojego chłopaka nie było 4 dni. Jutro się z nim widzę, mam nadzieję, że nie da mi nic do jedzenia :/... Piszę dlatego, że przestraszyłam się tego odruchu, gdy chciałam wziąść miskę na jedzenie... Nie mogę iść teraz do kuchni i coś zjeść, mam jakąś blokadę... Siedzę teraz, jest mi zimno, mam lodowate ręce i nie mam zkim porozmawiać o tym wszystkim... Wiem, że jeśli teraz zaczęłam to szybko się nie skończy. W głębi chcę to przerwać, ale wiem, że nie dam rady przejśc bariery i zjeść. Za bardzo boję się przytycia...Sama już nie wiem co mam zrobić... Poddać się czy walczyć z tym czymś co jest w mojej głowie. Często słyszę, że skończę jak anorektyczka... Grozi mi to?? Proszę o szybką odpowiedź... Pozdrawiam.
>>>Non si puo dividere la storia di noi due<<<
Nie masz powodu zeby sie zawstydzac bo tak prawda jest
Sinsiew trochę przeraził mnie twój post, bo z tobą chyba faktycznie jest źle, , tzn z twoją psychiką, jesteś głodna, wiesz że musisz zjeść, ale nie możesz bo przytyjesz,
znam to z autopsji, też tak kiedyś miałam, schudłam fajnie, wazyłam 55 kg, wyglądałam super. Ale nie umiałam przestać się odchudzać, bo jesli bym przestała i zaczęła jeść,to bym przytyła, ale z drugiej strony jak nie będę jeść będe dalej chudła, a tego nie chciałam, w efekcie było już 53 kilogramy przy wzroscie 172, zaczęłam być chuda i moja mama mnie wzięła do lekarza i on mnie trochę otrzeźwił.
Według mnie sama nie dasz sobie rady, i to forum też niezbyt wiele ci pomoże, ja proponuję ci jednak wizytę u psychologa. Chociaz jedno spotkanie, może boleć owszem i być dla ciebie trudne, ale chyba twoje zdrowie i zycie jest ważniejsze.
NO i przede wszystkim zacznij więcej jeść, chociaz po kilka kęsów więcej, zmuś się, to może jakoś żołądek i psychika się przestawią, chociaz wątpię, lekarz jest niezbędny.
Bo my jesteśmy w innej sytuacji, my chcemy jeść ale nie możemy bo limit już zjadłyśmy. I jesli czujesz że to będzie dalej szło, i coraz mniej w efekcie będziesz jadła to idz do lekarza zanim się wykonczysz. Bo nikt tego nei chce, a tutaj u mnie zawsze znajdziesz wsparcie
Przemysl to , bo anoreksja to okropna choroba i pamiętaj że czasami konczy się śmiercią.
No właśnie mnie tez się wydawało że troszkę pod zły adres tarfiłaś,bo pomimo tego że tu sie otrzymuje wsparcie ale w calkiem innym problemi.
Twoj jest bardzo powaznym i ja tez radze wizyte u psychologa(moja pierwsza kiedys też była trudna ale potem było juz nawet ok)teraz go juz nie potrzebuję
Czesc Kitolu
Ja juz po Kopenhaskiej Tzn jutro podam swoj wynik Ale już się ciesze, ze dałam rade A no racja mnie inni ludzie też na plaży nieobchodzą a w tamte lato się naprawde nimi nieprzejmowałam Ale ja wsumie nawet zdjęciami się nieprzejmouje, wiem, ze jak wyjdzą źle to sie wykasuje, a zawsze cykam więcej Kitolu a przyjaciółmi w realu to się niemartw, ja też ich niemam i daje rade Tzn więcej rozmawiam przez to z moim Kochanym To wiadomo niby aż tak niejest dobra, ale na uczelni też z kumpelami gadam, ale niemogłabym ich traktowa jako przyjaciółki To wydaje mi się zależy od ludzi, ale ja już jestem troche zrażona znajomymi, nielubie jak mnie obgaduja za plecami, tzn niby mi to wisi, ale czuje się wtedy jakoś nieswojo Wiesz, ja miałam osobiście pecha, a były to tzw "przyjaciółki na zawsze" Ale jak człowiek się pozna na ludziach to później się dopiero orjentuje z kim się kumplował Ale to nie we wszytkich przypadkach oczywiscie wiem to I zycze właśnie Brak Takich Nimiłych przypadków A WAGA ZOBACZYSZ ZLECI NIEDŁUGO
POZDRAWIAM
Agness a powiedz mi co ty własciwie studiujesz, bo chyba jeszcze nie wspomniałaś o tym. Co do przyjaciól w realu, to chyba jeszcze sobie dużo poczekam, bo te koleżanki co mam to są w porządku, ale tylko koleżanki, nikt więcej, zresztą nawet nie mam kiedy się z nimi spotykać, bo chociaz obie dzieciate to jedna pracuje i w ogole na nic nie ma czasu, a z drugą trudno się spotkać, bo nasze dzieci mają zupełnie rózne pory snu i zabawy, i kiedy jedno dobrze się bawi to drugie już na nos pada ze zmęczenia. Ale staramy się utrzymywać jakiś kontakt.
Trudno, chyba jak już się założy rodzinę, to nie ma czasu na przyjaciólki, mam jedną, bardzo kochaną, i wiem że ona mnie nigdy nie zawiedzie, ale mieszka daleko bo na drugim koncu polski i b.b.b. rzadko mamy okazję się spotkać. buuu zostają nam listy i telefony, a ja potrzebuję rzeczywistego kontaktu.
I ciężko mi się z tym pogodzić ,że nie mam takiego. I że nie będzie raczej.
Agness czekam na wyniki
Cześć widzę,że temat przyjaciól się teraz wkradł na różne wątki...i powiem Wam,że ja mam dużo znajomych bliższych i dalszych i jest też dziewczyna, koą mogę uważać za przyjaciółkę, z tym,że wyprowadziła się do Wawy i coraz mneijszy mamy ze sobą kontakt...miałam też przyjaciółkę tu na miejscu, jednak zawiodłam się na niej, fakt,że nie w żadnej szczególnej sprawie, ale sama ja od siebie odsunęłam I teraz jest zwykłą koleżanką po prostu... A dla mnie największym przyjacielem i osobą na którą mogę zawsze liczyć jest Maciek, ale fakt z facetem nie pogada się o wszystkim I tak ogólnie to ja zraziłąm się do dziewczyn troszkę i mam więcej kolegów, nawet jednego któremu zawsze się mogę zwierzyć i on naprawdę o wszystkim w sumie wie jeśli chodzi o mnie...i naprawdęczasem wolęchłopaków ponieważ dziewczyny często są zawistne i zazdrosne a u chłopaków nigdy się jeszcze z tym nie spotkałam, a poza tym zawsze są dla mnie mili I pomogą itd byle z nimi iść na piwko, albo pogadać troszkę milej
Zakładki