-
Dzieki za wiesci, Kasienko. Waruje tu juz od poltorej godziny.
Jakby co, to wiesz - wal jak w dym.
DC nie przyzwyczaila Cie do przestojow, ale wyglada na to, ze one sa nieodlaczna czescia chudniecia, wiec sie nie przejmuj. W dodatku odnosze wrazenie, ze im bardziej czlowiek sie stresuje przestojem, tym on dluzej trwa. Wyluzuj, a jeszcze lepiej zrob ze dwa dni przerwy w wazeniu - to powinno zadzialac.
-
Będzie dobrze - Maciuś jest bardzo silny
-
Cieszę się, że Maciuś się lepiej poczuł, że jest żywszy. Jest coraz większa szansa, że organizm przyjmie krew i zacznie walczyć. Trzymam za to kciuki.
I za Ciebie, żebyś dała radę.
Trzymaj się!!!
-
Jeni, widzisz, z tą krwią to jesttrochę inaczej. Organizm kocieja na pewno przyjął krew - o czym świadczy chociażby to, ze on jeszcze żyje. W transfuzji dostał sporo czerwonych krwinek, czyli tego, czego mu brakowało. Czerwone krwinki są cholernie ważne, bo to one sa odpowiedzialne za transport poorganizmietlenui substancji odżywczych. Więc teraz on odżył, bo zyje na "cudzym". Teraz możemy tylko czekać. Na co? Ano na to, czy jego organizm odciążony tym, co dostał, zdąży, czy w ogóle będzie chciał naprodukować nowe w takiej ilości, żeby mógł żyć także dzieki swoim. O wejsji pesymistycznej już chyba pisałam, nie chcę tego powtarzac, nie chcę nawet o tym myśleć.
Dziś zaaplikowałam mu druga porcję oleju i... czekamy. Na razie Maciuś śpi - bardzo się z tego cieszę, Malgosia mówiła, żeby spróbowac go przypilnować, żeby się dziś nie przeforsował tak jak wczoraj.
Devoree, jakoś od 3 dni przestałam się codziennie ważyć, bo... po prostu o tym zapominałam. Ale chyba znowu zacznę, cholera, strasznie się boję, żeby teraz nie polecieć w drugą stronę - chociaż nie mam żadnych większych pokus, nie rzucam się na jedzenie się, staram się trzymać w limicie. Nie chcę zmarnować diety, zresztą w tej chwili nic by to nie dało - problemu choroby kocieja tycie nie zlikwiduje ani nie rozwiąże. A jojo w tym momencie byłoby katastrofą.
A przestojem się nie stresuję. Muszę tylko na spokojnie przemyśleć, czy i co ja aktualnie źle robię, ale qrcze, nie mam teraz do tego głowy.
ściskam.
-
Hybris- czym jest białaczka wiem, rolę czerwonych krwinek też. Co prawda nie znam dokładnych różnic w tym przypadku między kotkami a ludźmi... Ale...bądź dobrej myśli!
-
Jeni, przepraszam za te wyjasnienia, ale widzisz, sama tej wiedzy nabyłam niedawno i po prostu zakładam, że ktoś inny tez może jej nie posiadać...
Maciuś sobie podsypia, dziś jest mniej aktywny, niż wczoraj, ale to dobrze, bo ma więcej sił na zebranie się w sobie. Dzisiejsza porcja oleju juz z kota wychodzi, kupy jak nie było, tak nie ma.
Jestem rozdrażniona, bardzo rozdrazniona, wszystkim jak leci. Powiem więcej, powoli zaczyna we mnie pobrzmiewać zew lodówki. Niedobrze. Zresztą i bez niego wcale się dziś kalorycznie nie popisałam, albo wręcz przeciwnie: popiasałam się az zanadto - 1470 kcal. I to cholera bez świadomości, że przekraczam limit Muszę się bardziej pilnować, poza tym - i tutaj przyznaję się do błędu - nie trzymałam dziś pór posiłków. Czy ktos może łaskawie wziąć mnie za kark i mocno potrząsnąć? Bo już zaczynam czuć się zagrożona myślą o spieprzeniu tego, co osiągnęłam i przybiera to powoli rozmiary obsesji
Ze swojej strony moge obiecać jedno - więcej nie kupie daktyli, bo to one wyrobiły mi dzisiaj te dodatkowe 270 kcal. A ja niestety za bardzo je lubię.
ściskam.
-
Hybris, jeśli odważysz się spieprzyć swój sukces to osobiście wytargam cię za uszy i będę trzęsła, aż wytrzęsę z Ciebie tyle, ile spieprzyłaś. Wiesz dobrze, że nie rzucam słów na wiatr. Pamiętaj lodówka to nie rozwiązanie naszych problemów. a 1470 to jeszcze nie tragedia, byle nie za często. Rozumiem, że jesteś już na wyczerpaniu, tak wiele kosztuje choroba bliskiego stworzenia i nie ma znaczenia-człowieka czy zwierzątka. Mogę tylko życzyć Ci siły i wytrwałości. I nie waż mi się za często sięgać do lodówki!!!!!! Trzymaj się mocno!!!
ETAP I
-
Hybris- nie przepraszaj
Ja targać jednak nie będe, mimo że prosisz. W takich sytuacjach nie potrafię.
Ale agula ma racje- to nie rozwiąże problemów. Nie kupuj daktyli. Dokładnie zdajesz sobie sprawę czym to grozi, więc po prostu ich nie kupuj. To jest prostsze niż później powstrzymanie się przed ich zjedzeniem. I staraj się jednak zjeść mniej. Jeden dzień i tyle kalorii to nie problem.
Trzymaj się ciepło razem z Maćkiem! Jestem z Wami myślami.
-
Hybris!
Nie wolno podjadać
Nie wolno sie przejadać,napychać(jak kto woli)
Nie wolno produktów zakazanych(daktyle maja chyba sporo cukru?)
Nie wolno przekraczać limitu dziennego
NIE WOLNO I JUŻ!!!
TRZYMAM KCIUKI ZA KICIUNIA! A NIE LUBI Z TOBĄ SPAĆ? MOŻE TAK BYŚ GO MOGŁA DOGRZEWAĆ?
-
Wobec braku kandydatek na stanowisko mojego osobistego kata, za kołnierz wytargałam się sama. Trochę pomogło... bo nic tak nie działa na człowieka, jak brutalna prawda. Nawet gdybym zeżarła wszystkie daktyle tego świata - kociejowi życia to nie przedłuży. Więc wszelkie moje histerie, rozpacze, depresje nie mają większego sensu.
On będzie żył jeszcze tyle, na ile pozwoli mu jego biedne, schorowane ciałko. A ja mogę robić wszystko, żeby mu pomóc walczyć. Ale to, że ja sobie zrobie krzywdę w niczym mu nie pomoże. Wręcz przeciwnie, bo zajmę się użalaniem nad sobą, zamiast koncentrować wszystkie siły i całą energię na dbaniu o niego.
Daktyli więcej nie będzie. Dotychczas kupowałam je i nie były dla mnie groźne - nawet jeśli zjadłam 100 gram dziennie, to byłam w stanie w limicie to zmieścić. Dziś, cholera, też nie jadłam ich z premedytacją. Moje podjadanie, tudzież wyłamanie się z pór posiłków, dotyczyło głownie zjedzenia obiadowej sałatki na 3 porcje, ale godzina po godzinie. A potem to wszystko podliczyłam i złapałam się za głowę.
Co nie zmienia faktu, że daktyle aut, bo za łatwo, zdecydowanie za łatwo mi się po nie sięga.
Fraksi, jeśli chodzi o dogrzewanie Maćka, to chyba osiągnęliśmy w tej chwili optimum logistyczne, z tym założeniem, że trzeba zarywać noc i spać w odcinkach.
Wersja łóżkowa się nie sprawdzi. Przede wszystkim dlatego, że tam są kuwety ze żwirkiem, a ten mały pieron tylko patrzy, żeby do takowej śmignąć i znowu wyżerać. A w kuchni wykładam mu kuwetę gazetą. Po drugie pokój jest duży, a w tej chwili mamy wiatr prosto w okna. Nie dałabym rady go ogrzać. Poza tym - pozostałe zwierzęta. Ja muszę mieć kontrolę nad tym, co i ile kociej wydala, bo od tego będzie zależało to, jakie leki dostanie jutro i czy je dostanie, chociaż ja cały czas marzę, że jednak zrobi mi te uprzejmość i kupę wyprodukuje sam. Ale nie wiem, czy się nie rozczaruję. A kupy jednego kota od kupy drugiego nie odróżnię Poza tym - Maciek czasami miewa zatargi z Miśkiem, kończące się prychaniem i ucieczka na szafę, a ja nie chcę chorego kota na to narażać. Ponadto - kuchnia to jego terytorium, tu czuje się najpewniej i najbezpieczniej.
W związku z tym - teraz jeszcze godzina grzania kota - potem 2,5 godz snu, potem grzanie, potem spanie do rana czyli do 6 z groszami. Jutro teoretycznie mam coś tam pracowego do zrobienia, ale juz uprzedziłam, ze moja dyspozycyjność jest w tej chwili ściśle powiązana ze stanem Maciusia, więc nawet jeśli nawalę - nikt nie będzie miał specjalnych pretensji.
A.... właściwie ja cały czas - ze zrozumiałych zresztą względów - o Maćku, a zapomniałam Wam napisać o Trusi. Kicia robi postępy i to coraz większe. Już drugi dzień mieszka w pokoju, na szafie o wiele niższej, niż przedpokojowa i już nie zapada się w siebie kiedy zaobserwuje, że się na nią patrzy. Ba, nawet przychodzi do jedzeia, oczywiście na razie przemykając pod ścianami i chowając się za sprzęty, ale jak na nia - to postęp olbrzymi. Celowo nie podaję jej jedzenia na szafie - żeby się odwazyła, żeby się przełamała. Jak na razie - taktyka działa.
właściwie tyle, Maciuś właśnie zainstalował się na moich kolanach, więc dalsze stukanie w komputer odpada.
dobrej nocy!
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki