no, waga to jednak wredna maszyna.... miało być minus 1, było minus 0.5... ale co tam, to zawsze coś. Nie wygra ze mną ani to piekielne ustrojstwo, ani tłuszcz. W końcu twardym trzeba być... Wezmę ich oboje (wagę i tłuszcz) cierpliwością. Jeszcze mi ulegną, dranie...
Lilou, kac, wiadomo, męka. Ale warto przynajmniej było? Bo ja nie żałuję... Planuję już nawet następnego (a co, i tak wiadomo, że dziad będzie... za dwa tygodnie, wcześniej żadnych imprez)
trzymaj się
MissS