Witajcie!

Tamta waga, którą pisałam ostatnio, to pomyliłam sobie cyferki :P miało być 84.8 :P byłam tak zła, że nawet nie zwróciłam uwagi

U mnie się troszkę pozmieniało. Zarówno w domu, w sercu jak i w głowie.

W domu powiem krótko : masakra. To miały być dla mnie wakacje, a póki co jest ciągły strach i nerwy.

W sercu : Ktoś mnie jednak pokochał Za to kim jestem, a nie jak wygląda. Jestem przeszczęśliwa.

W głowie : Odchudzanie to nie wyścig. Nie odchudzam się, bo chcę dobrze wyglądać za 2 miesiące. Odchudzam się, bo chce się dobrze czuć do końca życia.




Poniedziałkowe ważenie. Lekko drgające powieki i ta niepewność. Czy na pewno pokaże mniej? Czy byłam grzeczna w ciągu tego tygodnia? Czy nie nabroiłam? Oczywiście, że nie byłam grzeczna... A ten alkohol? Ba... żeby to jeden. Ale ta impreza, na której przepiłaś wszystkich kolegów i jeszcze było Ci mało? Albo te kurczaczki z rożna pięknie ociekające 3 miesięcznym tłuszczem? Warto było? Warto? Gdybyś tego nie jadła, to byś się teraz nie martwiła, a tak to masz...

Wejście na wagę. Widzę, jak cyfry skaczą. Czuję jak skacze mi ciśnienie. Iiiiiiiiiiiiiiiiiii...... JEST!!!!!!!! Euforia wylewa się wszystkimi moimi otworami. Nachodzi ochota, by zrobić coś dziwnego, podnieść jakoś ręce w zachwycie lub przyjąć od kogoś kwiaty. Biegnę do Mamy ciesząc się i wiwatując, licząc, że i Mama zostanie wciągnięta w tą zbiorową radość. Na co moja Matka rzecze: "Co tak ***** mało?"


Miłego dnia dziewczęta. Idę kończyć dziergać buciki dla dziecka mojej teściowej :P