jestem, jestem, jestem!! i to przeszczęśliwa, bo wreszcie o kilosik lżejsza.... ale fajne uczucie ; ale faktem jest, że ostatnie dni były... hmmm... dużo roboty, mało myślenia o diecie, ale efekt jest i to najbardziej mnie cieszy! w niedzielę sobie troszkę odpuściłam (omlecik z dżemem, pierożki, a wieczorem lampka wina), ale myślę, że jest to dobry sposób - nie obżerać się nie wiadomo jak, ale raz w tygodniu zjeść to, na co ma się ochotę w niewielkiej ilości; nabrałam wiatru w skrzydła i wiem, że teraz będzie coraz lżej... nie nastawiam się na razie na wielkie efekty (wiadomo - święta!), ale na pewno teraz już się nie wycofam!!
muszę zrobić dziś ciasto dla Kasi na wigilię do szkoły; ostatnio nic nie piekłam nawet dla rodzinki, bo niemalże dostawałam śliniotoku na samą myśl o słodkościach; ale dziś jakoś nic mnie już nie rusza... mam nadzieję zobaczę czy nie zmienię zdania jak poczuję zapach czekolady i kokosa...