no nareszcie nawczasowałam się, naobżerałam, przyszedł wreszcie czas na opamiętanie, refleksję i... ważenie oczywiście musiało się to tak skończyć - znowu jest 79 ale i tak bałam się, że po tych wszystkich ekscesach będzie dużo gorzej... dziś jeszcze dochodzę do siebie, a od jutra ostro do roboty tylko, że jak pomyślę o tym ostrym dietkowaniu to... tak jak mówisz Ewuniu - warzywa okropne... wędlinek też na razie mam powyżej uszu... chyba na początek zacznę znowu od 1000kcal, a potem przelazę na niskowęglowodanową...
misialku - chyba muszę jednak zapomnieć o swoich 66kg na Wielkanoc... myślę teraz, że jestem głupia - bo zamiast wziąć się ostro do roboty, schudnąć ile trzeba i mieć to z głowy, pozwalam sobie na chwile słabości, grzeszki i męczę się z tymi kilogramami nie wiadomo ile och, gdybym tak mogła przełożyć samą siebie przez kolano i przetrzepać porządnie gruby tyłek albo gdyby można było sobie kupić gdzieś troszkę silnej woli... och... życie byłoby cudne