to dosyć dziwne, ale nie czuję ani głodu, ani zawrotów głowy... jest po prostu normalnie. chociaż troszkę przeszkadza mi, że tego jedzenia jest tak mało. ale panuję nad tym przedwczoraj waga pokazała 66kg. jutro się znowu zważę, bo w sobotę nie będę w stanie - wybieram się na nocny maraton filmowy
w tej chwili boję się, że spadnie tylko woda i że rzucę się na jedzenie w niedzielę za tydzień dlatego już teraz się zastanawiam jak to później zorganizować... żeby dodawac powoli kalorie żeby dobić do 1000. no zobaczymy. narazie muszę wytrzymac do konca

MychaNaDiecie - bo widzisz... nie wszyscy mają tyle cierpliwości, co Ty może i 1000kcal to najlepsze wyjscie... ale ile mozna czekac na efekty? a fakty są takie, że ja byłam na tym tysiaku od 9 stycznia... mamy środek marca, a waga stała ciągle w miejscu. w takim tempie pojechałabym do Paryza praktycznie bez zadnych zmian

werca89 - wiesz, ostudź troszkę euforię, bo po tylu dniach to i tak sama woda ale zobaczysz jak bedzie po 13 dniu, wtedy to dopiero będziesz szczęśliwa tylko pilnuj żeby się na jedzenie nie rzucić.

Newa - to typowo kwestia upodobań podniebienia w sumie to masz chyba rację... SB nie przynosi już żadnych rewolucji to moze warto chwycic się za cos rygorystycznego na gora 2 tygodnie i pozniej znowu wrocic na 1000kcal. bo to oczekiwanie na efekty sie wydluza, tygodnie lecą...

annairda - no to wytrwałości życzę! ja jakoś daję radę, 4 dzień kończę z sukcesem. więc to chyba jest do wytrzymania... zwłąszcza jak ktoś jest poirytowany zastojem na wadze

w ogóle to musze się pochwalić, ze byłam wczoraj pierwszy raz na aerobiku było beznadziejnie prowadząca wyskoczyla mi z nazwami psozczegolnych krokow niczego nie objasniając i w ogole za tym nie nadążałam nie cierpię takich sytuacji no ale zamierzam chodzic. mam dzisiaj zakwasy, wiec cos to jednak dało.