Witajcie, dziewczyny! Przepraszam, że dopiero dzisiaj się odzywam, ale weekendy to dla mnie czas spędzany z mężem, więc internet idzie wtedy w odstawkę... Ale nie dieta... W piątek i sobotę ładnie dietkowałam i nazbierałam w te dni odpowiednio 1211 i 1329, chociaż musiało obyć się bez większego wysiłku fizycznego - co najwyżej te schody do pralni oraz bieganie po sklepach oraz mieszkaniu w celach układająco-upiększających. Szafki zakupione, złożone, książek masa w nich umieszczona, telewizor zawieszony, kwiatki rozstawione... Czyli idziemy do przodu...
Za to dzisiaj dałam ciała - winę za to chciałabym zrzucić na @ połączony z ogólnym oslabieniem oraz wstrętnym bólem głowy... Innymi słowy - odpuściłam sobie dzisiaj liczenie kalori. Sorki... Mieliśmy gości na obiedzie i jakoś nie utrzegłam się... Pocieszam się, że do tej pory zawsze jeden dzień w miesiącu odpuszczałam sobie i nic się nie stało, świat dalej się kręci, jednak trochę mi głupio, jako że wiem, że teraz znajduję się na diecie, więc powinnam bardziej się pilnować... Mam nadzieję, że za miesiąc, gdy znów nadejdą owe dni, będę bardziej na nie wytrzymała...

Kasiu Cz. - Komu jak komu, ale tobie _na pewno_ nie grozi demencja, haha... Dziękuję za dobre życzenia i mam nadzieję, że zechcesz od czasu do czasu tutaj zerknąć w celach dopingujących... Jeśli ty ważyłaś rok temu tyle, co ja teraz i doszłaś, a raczej dojechałaś rowerkiem do obecnej wagi, to mi również powinno się udać, prawda?

Anise - oj, ja mieszkam na parterze, więc aż tak wielkiego wysiłku tam nie było, to tylko ta częstotliwość... Mogę zamieszczać tutaj mój jadłospis, nie ma problemu, zacznę od jutrzejszego dnia, dobrze? Chcę dietkować w oparcu o SB, w stosunku "na oko", bo nie lubię tych ichnych restrykcji w pierwszej fazie, po prostu źle znoszę całkowity brak węgli. Ponadto sądzę, że drobne ustępstwa od czasu do czasu, jak np. lampka wina do kolacji bądź gałka włoskich lodów w słoneczny dzień może mi dać więcej, bo diety to nie zawali, a mi za to polepszy humorek... Jak już wspomniałam na wstępie, mieszkam od niedawna w nowym kraju, szukam pracy, muszę się tutaj zaaklimatyzować, męża mam tylko na weekendy - to wszystko jest tak stresogenne, że nie jestem w stanie przejść na bardzo stresującą i restykcyjną dietę. Ach, bym zapomniała - przestałam brać pigułki, gdyż już zaczęłam mieć z nimi problemy, więc już ciekawa jestem, jak mój organizm na to zareaguje, czy mu tego wszystkiego nie będzie za dużo... A więc będę jeszcze bardziej uważała, bym się też wystarczająco ruszała, aby wyzwolić endorfiny, a zniweczyć wszystkie oznaki depresyjne i im podobne... Niedaleko mojego mieszkania jest świetne centrum dzielnicowe (community centre), w którym znajduje się i biblioteka, i duży basen (z jacuzzi ), i siłownia, oraz oferowane są różnorakie kursy... Mam zamiar od wtorku chodzić naprzemiennie na siłownię i basen, a od 7. kwietnia dwa razy w tygodniu na "body conditioning". Może jeszcze jakaś joga do mnie przemówi?

Triskell - witaj i rozgość się, serdeczny... Tak, problemy problemami, ale w kwestii sylwetki trzeba trzymać rękę na pulsie... Tym bardziej, że lato tuż tuż... Ba, u nas dzisiaj tak ładnie słoneczko przygrzewało, że co niektórzy chodzili już w krótkim rękawku, a nawet w letnich klapeczkach! Ja nie byłam aż taka odważna i założyłam wiosenne palto na grzbiet, bo dopiero co miałam zapalenie pęcherza i nie chcę mieć powtórki z rozrywki... Tak a propos twojej czekoladowej pracy, to na mojej ulicy parkuje złoty zając Lindt marki Smart z długaśnymi uszami, jutro na niego zapoluję i wkleję na twoim wątku...

Buziaki, dziewczyny, lecę zobaczyć co na waszych wąteczkach...
Moni