Udało mi się przekroczyć te magiczne 100 kg- dzisiaj rano waga wskazała wynik jak cenę w markecie- 99,9 kg. Dla mnie to sukcesik, którym mogę pochwalić się tylko na forum- nikomu ze znajomych nie przyznaję się, że aż tyle ważę. Niecały rok temu taka waga wydawałaby się dopustem Bożym, a dziś dała mi wiele radosci. Ja wiem, ze to wszystko idzie bardzo powoli, że nadal jem jem więcej niż powinnam (chociaż wczoraj zmieściłam się w limicie, przeczekałam ssanie żołądka i nie ratowałam się nawet awaryjnymi jogurtami naturalnymi). Boję się jednak, że przy ostrzejszej diecie nie wytrzymam i napad głodu zniweczy moje trudy. Więc na razie malutkimi kroczkami- mam za sobą 1godz. ćwiczeń, a ponieważ u nas dzisiaj wyjątkowo pięknie wieczorem zrobię sobie jeszcze spacer. Śniadanie w normie, jeszcze zostało mi troszkę sałatki na kolację.
I jeszcze patent mojej siostry na sałatki- zamiast śmietany czy majonezu jogurt naturalny z odrobiną przyprawy tzatziki. Świetna odmiana, gdy już ten jogurt przestaje smakować.