Ostatnio to już chyba nie dwa kroki do przodu, jeden do tyłu, ale jeden do przodu, a dwa do tyłu. Wczoraj wszystko szło w miarę dobrze, ale po powrocie z pracy o 21 skusiłam się na darowane czereśnie. A po czereśniach jeszcze kawałek sera, plasterek wędliny. Rano wstałam z kacem moralnym, że znów nie dałam rady. I jeszcze jedna śmiesznostka. Dziś rano wyciągałam z lodówki nowe opakowanie leku. Na dnie reklamówki leży sobie tabliczka czekolady. Leżała tak sobie od kilku tygodni, bo w aptece mają zwyczaj dorzucać do dużych zakupów bonusy. Wyciągnęłam wcześniej jakieś ciasteczka czy chusteczki do nosa, a o czekoladzie nie wiedziałam. I bardzo dobrze, bo pewnie dawno bym ją zjadła. Teraz trzeba ją szybko wydać zaprzyjaźnionym małolatom.
I znów zaczynam. Każdy dzień, a głównie każdy wieczór są dla mnie wyzwaniem, któremu ciągle próbuję sprostać. Oglądam namiętnie programy o odchudzaniu- ostatnio angielski "Dietetycy na szpilkach", ale pomaga to na krótko. Może powinnam stworzyć sobie taką bazę programów i stale odtwarzać?
Trzymajcie za mnie kciuki.