Dobry wieczór

Dziękuję Wam ślicznie za liczne odwiedziny, mordka mi się cieszy niezmiernie na ten widok, miło jest wiedzieć, że komuś się chce czytać te moje wynurzenia i nawet coś na nie odpowiedzieć . Poodwiedzałam Was już wszystkie, więc mogę teraz popisać coś u siebie.

Najpierw o przebiegu moich dzisiejszych zmagań - a walczyłam głownie z lenistwem i muszę Wam się pochwalić, że moja siostra już kilka lat temu z przykrością oddała mi tytuł mistrza w tej dziedzinie, który do tamtego czasu sama dumnie nosiła.. uczeń przerósł mistrza . Naprawdę, czasem straszny ze mnie obibok, a objawy najbardziej nasilają się dwa razy do roku, zgadnijcie kiedy.. Potem się dziwić, że mi coś wiecznie na sesje poprawkowe zostaje .

Zgodnie z planem poszłam na rowerek i do wanny, potem balsamowanie, śniadanko.. a potem sobie poczytałam książkę, pooglądałam TVN Stajl , sprzątnęłam w kuchni, zrobiłam dwie partie prania i tak jakoś czas zleciał.. Koło godziny 14tej uznałam, że jednak pasowałoby się czegoś nauczyć na jutro, więc przeczytałam pół skryptu, po czym wykończona zastanawianiem się nad zasadami działania europejskich i amerykańskich opcji kupna i sprzedaży popędziłam do kuchni zagotować sobie warzywa na obiad.. I tak jakoś czas zleciał do 18tej . Ostatecznie zmusiłam się do doczytania skryptu do końca, coś tam sobie poćwiczyłam z tym liczeniem, ale jeszcze jutro rano będę musiała przysiąść nad tym i podumać. Ehh, czarno to widzę.

Jedzeniowo było niezbyt równo i sama nie wiem ile do końca kalorii weszło, bo przy rowerze znów mnie wzięło na bakalie i trochę ich wsunęłam - liczę orientacyjnie, że 150kcal. Poza tym:
śniadanie: melon, morele i pół nashi (z ciekawości kupiłyśmy, azjatycka gruszka) - w sumie 128kcal (jakoś mało, ale obżarłam się tym melonem mocno)
drugie śniadanie: sałatki za 235kcal (doliczyłam trochę za dodane krople oleju sezamowego i nasion amarantusa, ale tej olej to jednak nie był dobry pomysł, bo kompletnie zdominował smak warzyw, ble)
obiad: reszta sałatki i bukiet jarzyn znad pary, razem za 245kcal
deser: Bakuś czekoladowy za 125kcal
kolacja: mleko Łaciate waniliowe za 121kcal
W sumie: 1004kcal (wliczając te bakalie rano). Nie jest źle.

Jeszcze powinnam przez godzinę pojeździć, ale nie wiem, czy się uda.

Z innych wieści dnia, no to jedna nieciekawa - moje Kochanie najdroższe w piątek po pracy skręciło sobie kostkę. Po namowach dzisiaj udał się do lekarza i łapka w gipsie na półtora tygodnia, co oznacza, że nie przyjedzie do mnie w ten weekend a potem przez dwa weekendy z rzędu będzie miał zajęcia i zaliczenia, więc nie przyjedzie tym bardziej więc po raz drugi w naszej karierze nie będziemy się widzieć przez dłużej niż miesiąc, ehh.. Ale przede wszystkim to mi go szkoda, jeden dzień w tym gipsie i już do mnie dzwonił jak się okropnie nudzi. Biedactwo.
Wiem co czuje, ja w pierwszej klasie liceum miałam nogę w gipsie przez trzy tygodnie, masakra. I ogólnie my we trzy, ja Mama i siostra, jesteśmy niezłe łamagi i każda z nas zaliczyła nogę w gipsie, a ja parę razy i ręce . Co zrobić, biega to to takie małe, to nie dogonisz, złapie zająca i nieszczęście gotowe. Pomyśleć, że taka zawsze byłam żywa i energiczna, a mimo to pulpet.


Julciu, nauka jak wyżej, nie najlepiej mi dziś szło, no ale coś tam pojęłam i wiem jak wyceniać opcje! A z tymi melonami - dobre te zielone są? Bo w sumie chętnie bym spróbowała..

Jesi, dziękuję za odwiedziny i nie ma za co dziękować . Jak widać lubię się rozpisywać, a jak mam jakiś temat i coś wiem, to jestem w swoim żywiole . Bałam się, że Was zanudzę, więc tym bardziej się cieszę, że jednak na coś się to przydało.

dolinalotosu, niestety nie udało mi się zobaczyć powtórki wczorajszego meczu, trafiłam na Polsacie Sport na samą końcówkę, a tak chciałam te ładne akcje Portugalczyków z początku meczu zobaczyć, eh. A kurczaka i melony poleeecam . Obyś miała rację z tą szybko lecącą wagą..

Bianeczko, do Ciebie już zajrzałam i wyraziłam moją radość na Twój widok . Wstyd, że kilogramy wróciły, ale że wracasz na forum i do diety, to raczej należałoby być dumną. I obyśmy wyciągnęły mądre wnioski z tego tłuszczowego come-backu i nie pozwoliły sobie na to nigdy więcej, to będzie dobrze. Dietuj ładnie i przypadkiem nie daj mi się dogonić, bo to byłby wstyd

Ivett, ja już się nauczyłam, że na mój organizm na diecie sam potrafi mnie zaciągnąć do jedzenia, które jest mu potrzebne. Oczywiście inaczej jest podczas obżerania się, wtedy to raczej główka pracuje i swoim głośnym wołaniem o słodycze zagłusza głos rozsądku czyli organizmu.. I tak pewnie jest, jak się znajdzie równowagę, to każdy może się w odżywianiu kierować odczuciami, oby tylko zachować odpowiednie ilości i rozsądek. A z parówką mi chyba przeszło, więc niech sobie spokojnie leżą w lodówce i czekają na zbawienie .

liebe, strasznie miłe rzeczy mi napisałaś i sama nie wiem co odpowiedzieć . Z pewnością nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy się kiedyś poznały w rilu i zaprzyjaźniły, nie? Może sobie ustalimy jakiś moment, tzn właściwie mi ustalimy, bo zanim ja dojdę do jakichś rozsądnych wymiarów i wyglądu do przyjęcia, to Ty już będziesz niezły szczuplak.. więc ja od dziś poddaję na temat moich rozważań wagę, przy której obiecuję Cię odwiedzić co Ty na to? No a jeśli nie ja Ciebie, to Ty przyjedziesz do Krakowa.
A co do pisania książki - dziękuję za komplement.. - nie starczyłoby mi chyba cierpliwości. Wbrew pozorom bardzo lubię porządek, kiedyś nazwano mnie nawet idealistką i pedantką, i ten chaos w moim pisaniu doprowadzałby mnie do szewskiej pasji . Nie wspominając o tym, że brak mi wyobraźni do wymyślenia porządnej fabuły.

Oczywiście ostatnio jednym z moich ulubionych zajęć jest wymyślanie co też ja sobie kupię jako nagrodę za kolejne uciekające kilogramy. Mimo początkowych trudności z wymyśleniem jakichś obiektów mego pożądania, z czasem lista robi się nadspodziewanie długa.. jeszcze trochę i się okaże, że będę musiała schudnąć do zera, żeby sobie to wszystko kupić w ramach nagrody . Ale tak czy siak najbardziej cieszy mnie ta myśl o tatuażu, chociaż wiem, że ze wszystkich wymyślnych życzeń to będzie najcięższe do zrealizowania, już widzę te protesty ze strony Mamy i lubego. A mi się marzy taki mały, czarny smok na łopatce.. pożyjemy, zobaczymy.
W sumie to powinnam przestać tak ciągle myśleć co to będzie jak już będę szczupła i czego to ja sobie nie kupię, bo póki co wciąż jestem ogromna i daleko mi do celu.. niemniej lubię sobie tak pofantazjować.

Jutro z rana wstanę, porowerkuję, kąpiel, balsam, śniadanie i dziobiemy skrypt, bo kolosa jakoś napisać trzeba.. A po powrocie z uczelni wybieram się do Tesco, muszę zahaczyć o aptekę i chyba dokupię sobie jeszcze kilka tych małych melonów, bo dzisiaj ostatni zniknął w czeluściach mego przewodu pokarmowego (a tak, jeszcze dzisiaj przez jakieś pół godziny czytałam rozdział w książce "Anatomia i fizjologia człowieka" traktujący o przewodzie pokarmowym, bardzo pouczające.. czego to leniuch nie zrobi, żeby się tylko nie uczyć ).

Kończę już, kończę.. a meczu to nawet nie oglądam, co się będę denerwować..
Może jeszcze wskoczę na ten rower?

Buziaki dla Was Wszystkich, dziękuję Wam ogromnie za odwiedziny i wsparcie, i życzę miłej nocki i jutrzejszego dnia

C.