Nooo.. poodwiedzałam Was i czuję za sobą spełniony obowiązek .

Na rowerze spędziłam półtorej godziny! Zaczyna mi to sprawiać autentyczną radość, kto by pomyślał.. rozpędzam się, oby waga miała taką samą tendencję .

Na śniadanie zjadłam 350g melona (mieli w Tesco teraz takie fajne, moje ulubione, ale znacznie mniejszego rozmiaru, tak mniej więcej jak grejpfrut, więc w sam raz jeden na śniadanie, bo te większe to połówkę zjem, a z drugą nie wiadomo co zrobić) i 100g świeżych moreli, w sumie z sokiem rano daje to 185kcal.
Wycisnęłam sobie jeszcze sok z grejpfruta i jednej limonki - 60kcal to ma - będę sobie w ciągu dnia dodawała po troszku do szklanek z wodą mineralną, tak do smaku i zabicia głodu, chociaż z tym głodem ostatnio to akurat nie mam większych problemów, tak jakby sobie poszedł.. oby na długo .

Zaraz planuję się rzucić na moją wczorajszą sałatkę, autkobu - nie dodaję do niej majonezu, bo 1. nie mam, 2. jak bym dodała, to by się źle skończyło, bardzo lubię majonez . Byłaby lepsza trochę bardziej mokra, ale taka też będzie pyszna, więc po co sobie dokładać kalorii . Oczywiście sałatki zjem w rozsądnych ilościach, tak do 200kcal max.

Oczywiście nadal się nie wykąpałam, a chciałam sobie jeszcze maseczkę nawilżającą zrobić i przygotować piling kawowy, uh! I kiedy ja się niby pouczę tej finansowej, ciekawa jestem.. a jeszcze dziś wieczorem meczyk muszę obejrzeć, bo przecież gra moja kochana Portugalia. Chciałabym, żeby doba miała tak ze dwie-trzy godziny więcej, w sam raz by było na rowerowanie.. Już bym chciała ten lipiec i nowy rowerek, bo jednak lepiej będzie ten czas jeżdżenia na rowerze wcisnąć w miejsce czasu dojazdu do pracy.. bo tak to jednak 2 godziny dziennie z głowy to dużo. Chociaż, postaram się patrzeć na to jak na relaks przy filmie, tylko że bardziej aktywny niż dotychczasowe zaleganie z chipsami na wyrku..
A propos wyrka, mam tak koszmarnie niewygodne łóżko, że co wieczór i co rano szlag mnie trafia, jak muszę się położyć / wstać z tego łoża tortur. Ale już z Mamą ustaliłam, że nie ma bata, w weekend po ostatnim egzaminie jedziemy coś kupić. Grr!

Co do parówek, to ja się w pełni zgadzam - takie niby mięso, ale w gruncie rzeczy to cholera wie co oni tam jeszcze wrzucają, prawdę mówiąc wolę nie wnikać.. Ja ogólnie nigdy parówek nie lubiłam, ale te mi wyjątkowo zasmakowały, jak ostatnio siostra mnie nimi uraczyła na śniadanie - są firmy Indykpol. Trochę się obawiam jedzenia ich, bo nie wiem, czy się po jednej powstrzymam przed kolejną, tak więc póki co jeszcze troszkę odczekam, aż mi ta ochota nieco zmaleje .

Noo, na początku to sobie pewnie można pozwolić na kilka dni głodówki, ale z obkurczeniem żołądka to już sobie chyba poradziłam, tak myślę. W każdym razie od mniej więcej tygodnia nie czuję już głodu i jem raczej dlatego, bo wiem, że powinnam - i całkiem mi się to podoba, nie ma przymusu. A z tymi nierównymi dniami to po prostu źle wpłynie na organizm, bo staram się go jednak przyzwyczaić do stałych pór jedzenia i takiej samej ilości codziennie. Ale mam nadzieję, że taki mały występek nie zaszkodzi.

Dziękuję dziewczyny za odwiedzanie mnie jest mi naprawdę bardzo miło czytać tutaj Wasze notki. A teraz idę do och!ach! zabiegów kosmetyczno-różnorakich, a potem do sałatki mniaaaam mniam!

Buziaki
C.