Oj! Musicie mnie zdopingować mocno, bo zaczeło sie pylenie tego dziadostwa na,ktore jestem uczulona Mam zapchany nos, zapuchnięte oczy i ogólną niechęć . A na domiar złego nie przespałam nocy - żeby przynajmniej z miłych względów - ale niestety Ela płakała, że ją boli ząb - no i nockę szlag trafił . Nie miełam sił, żeby dziś rano głowę podnieść z poduszki, więc olałam ćwiczenia - mam nadzieję, że deszcz przeczyści powietrze i wieczorem poćwiczę, bez własnych efektów specjalnych w postaci smarkania czy kichania.
Całe szczęście, że mój pies dochodzi do siebie po wycięciu guza. Wcześniej Wam nie pisałam, ale na początku tamtego tygodnia mój chłop poszedł z psem do weterynarza bo przez cały weekend markotna psina była straszliwie a w niedzielę to sił kompletnie nie miał. No i weterynarz wymacał guza. We wtorek byliśmy na USG i okazało się, że ma na śledzionie (całe szczęście, że nie na wątrobie). W środę go kroili - wyjęli olbrzyma z brzucha (miał 10 cm). No i od środy psina dochodzi do siebie - muszę powiedzieć, że sprawnie mu to idzie - osłabiony skubaniutki jeszcze jest bo schudł 4 kg (to 1/5 jego masy), ale już merda ogoniakiem i na kroplówkach już nie jest. Muszę go podtuczyć jakimiś mięsnymi przysmaczkami, bo biedniutko wygląda i sierść mu nie błyszczy - a te psy mają piękną sierść - bo Kapeć (tak się wabi) to skyeterier.
No i chcialam wkleić jego fotkę - ale nie potrafię (kompletny ignorant komputerowy ze mnie) - ale jak wpiszecie "sketerrier" w googlach to Wam wyszuka