I znów nic mądrego nie napiszę... Robotę skończyłam przed 18:00, kategorycznie odmówiłam ostatniej małej partii, wyręczyła mnie koleżanka, zaś cały wieczór spędziłam w otępieniu nadrabiając zaległości korespondencyjne, zbyt zmęczona, żeby haftować, siąść spokojnie, jednym okiem zerkałam tylko na cokolwiek leciało w ogłupiaczu. Oczywiście piiiiiilingi i krrrrrrremowanie rano i wieczorem zaliczyłam czekając na ugotowanie się wody na kolejne kawy.
Mniejmy więc nadzieję, że jutro będę mogła się wyspać do woli i koło popołudnia uznam, że jestem na tyle wypoczęta, że mogę zająć się ponownie normalnym życiem. Ciężkie to były 4 dni, ale opłaci się, w sensie pierwotnym tego słowa
Dzięki za wsparcie, odezwę się jutro z konkretniejszą treścią.
Acha, wprułam całe 50kcal surowej marchwi (sztuk 2, przeliczone gramowo na kcale). Dziś cały organizm wył zwierzęco o żarcie, mam nadzieję, że jutro będzie inaczej, w przeciwnym wypadku przetrwanie ostatnich dni DC będzie ciężkie.
Miłej nocy, pochodzę sobie jeszcze chwilę po wątkach, bom ciekawa... ale nie nastukam ani kropeczki więce niż ta: .